Trudne związki
Dodane przez Marek-ZZPRC dnia 02.05.2012 14:42:33




Trudne związki


W rozwinięciu przedstawiamy wpis z bloga Sławomira Kamińskiego


http://www.slawomirkaminski.pl/felietony/121-trudne-zwizki.html


Treść rozszerzona
Trudne związki

Powiedziałem kiedyś, że mogę jutro obudzić się bezpartyjny, ale umrę związkowcem. Trawestując słowa Marszałka powiedziałem też, że kto nie był związkowcem za młodu, ten będzie świnią na starość. Biorąc to wszystko pod uwagę, z głębokim żalem obserwuję to, co się dzieje na Zakładach Azotowych ze związkami zawodowymi i panem Sławomirem Wręgą.

Dla porządku dodam, że z panem Wręgą różni nas bardzo wiele. W czasach mojej aktywności w biuletynie związkowym Solidarności ustawialiśmy się wzajemnie w narożnikach i bez litości okładaliśmy, że aż miło. Doprowadziło nas to nawet na salę sądową. Czemu to piszę? Po to, żeby uświadomić czytelnikowi, że posądzanie mnie o jakieś szczególne sympatie dla pana Wręgi jest, no powiedzmy, śmiałe. Pisaliśmy o sobie i mówiliśmy różne rzeczy i rożni nas światopoglądowo naprawdę sporo. Nigdy nie słyszałem żeby ktoś powiedział, że pan Wręga to człowiek złych intencji, przedkładający dobro osobiste nad dobro innych, czy kolaborant z jakimkolwiek pracodawcą. Zdarzały się sojusze, ale nigdy kolaboracja. Nikt też nie twierdził, że Wręga to tchórz i malwersant i że sprzedał się komukolwiek za osobiste korzyści. Co nie jest wcale takie powszechne i oczywiste. Gdyby było inaczej, jestem pewien, że podczas obecnego sporu szybko by mu to wyciągnęli.

Po tym wstępie przejdę do sedna. To, że Wręga flekuje się z zarządem, no cóż, taki fach jednych i drugich i nikt się temu nie dziwi, bo to dzieje się od lat. Ale to, że do kopania Wręgi dołączają się inne związki zawodowe, to już jest bardzo dziwne. Jeśli wypływa z głupoty i nierozumienia rzeczywistości, to pół biedy, gorzej jeśli jest to planowe działanie albo, co gorsza, działanie na zlecenie. Zakładam ten pierwszy wariant, bo boję się myśleć, że ludzie zaufania społecznego, wybrani do zarządów związków, łajdaczą się za srebrniki lub nawet za zwyczajne poklepanie po ramieniu i stwierdzenie „swój chłop”. Niektórzy mają jakąś dziwną skłonność do aspirowania na salony, mimo że nie będą tam szanowani. Oni jednak pchają się do pańskiego pierścienia. Jeśli zatem panowie związkowcy nie rozumieją prostych zależności i zasad to spieszę je wyłożyć:

1)
Nikt - poza organami nadzoru i to w ograniczony sposób - nie jest w stanie wstrzymać podwyżek. Jeśli zarząd chce dać, to daje bez względu na wszystko i nie potrzebuje żadnych okoliczności ani niczyich zgód i popisów. Wystarczy dobra wola albo tylko wola.

2)
Wysokość obecnych podwyżek to efekt nieprzejednanej postawy ZZPRC. Jaki na to dowód? Proszę bardzo: w ilu zakładach pracy, w których działają „merytoryczne” związki zawodowe, mówimy o takiej skali podwyżek? No… właśnie, chyba wiele się nie da wymienić. Tylko tam, gdzie postawiono na sztorc kosy, dało się wywalczyć tak dużo.

3)
Nigdy dla związkowców zarząd nie jest przyjacielem. Może i powinien być partnerem, ale nie powinno się dla dobra zakładu pracy zacieśniać więzów przyjaźni, bo można się wzajemnie zadusić. Dlatego tak ostentacyjna pro-zarządowa postawa związków zawodowych jest tyleż kuriozalna, co szkodliwa dla nich samych, bo jaki pracownik zaufa związkowcom, co z założenia mają go bronić przed zarządem, gdy wie, że pracodawca i związkowcy są zblatowani.

4)
Czemu zarząd zmierza do „zabicia” największego związku zawodowego potrafiącego pociągnąć za sobą ludzi? Zakładając, że takie działanie nie jest nieświadome, to jaki jest cel? Ja widzę dwa: że dzięki takiej eliminacji w przyszłości nie będzie konieczności dawania kolejnych tak hojnych podwyżek, albo cel jest zgoła inny i powiązany z wizytami naszego premiera Tuska u Arabów albo z wizytą Chińczyków u nas. Podczas obu tych wizyt wytrawne ucho słyszało słowa chemia.

Podsumowując, jeśli jedynym efektem całego zamieszania jest osłabienie ZZPRC, żaden inny związek zawodowy nie rośnie w siłę, a jedynym beneficjentem jest zarząd firmy, to nie jest to efekt dobry dla załogi, bo zarząd reprezentuje interesy właściciela, a nie pracowników, niezależnie od tego, co mówi przez megafony. No cóż, mimo całej zaszłości historycznej i różnic ideowych pozostaje mi przychylić się do racji pana Wręgi. A ludziom daję pod rozwagę, żeby czytając gazety oraz portale, zwrócili uwagę jakie są reklamy i czy napawa to optymizmem obiektywizmu. Pozostaje mi jak zwykle wierzyć w to, że ludzie są zdolni do samodzielnej analizy oraz że ci, którzy czynnie uczestniczyli w szykanowaniu kolegów związkowców, będą zdolni do tego by przeprosić, jeśli dojdą do wniosku, że byli manipulowani.

źródło: www.slawomirkaminski.pl/